– odwiedziłem groby dziadków, walcząc z czasem wdałem się w prawidła epoki. słońce świeciło mocno, a deszcz rozbijał się o szybkę moich okularów, które idą jeden za drugim wbijając się w skórę Ariadny. widok tylko dla twoich oczu – pierwszy kciuk, drugi lepszy wskazujący – trzeci środkowy rozgrywa się walka niedomyślności z ignorancją. papier dokumentuje te zdarzenia. buduje mosty pomiędzy światem fruwającej żałoby, a duchem kolejnej rocznicy; tu żył mój dziadek, wybrany przez ogół dla szczegółu. ku wedetom – rzeczy najpierwsze: od cebulki po chleb i masło, aż do wody uzdatnionej prosto ze studni na tym szczeblu – chwycona za chłód świątyni etapy rozgrywek boga z człowiekiem. mój humanistyczny żal, kiedy morze przelewam łyżeczką dla lepszej orientacji w starodrukach, wkładam zakładkę, jak erratę na końcu błędny rycerz, błędnego pióra i rozwarty w połowie rozdziału tryptyk. ja – repetujący dla zimy i czerstwego lata departamenty wierszy zagubionych, jak pocztówka wysłana z dalekiego kraju – nikt nie czekał poezji, jak mój przyjaciel Franz tajemnicą spowiedzi i klauzuli sumienia. wcieloną w życie za pomocą wiersza trochę kuleję, ale myślę, że z czasem rehabilitacja pomoże – przed wyjazdem z głębokich płuc na tereny od zasług nadanych tytułów, praskich wiosen, dziewczyn z ażurowymi świecami, u stóp mając rzuconą przyszłość i sławę pośmiertną – i przyjdzie po mnie zegarmistrz – jak syn konstytucji lotu ptaka, którego migracje wyznacza realizm bicia serca, herszta od wszystkich trosk. mówiąc: po trzydziestoletniej wojnie z samym sobą doszło wreszcie do ugody, lecz czas już został stracony, jak nikt inny powiem: – wieczność kocha dzieła czasu