a nawet jeśli zatarłbyś wrażenie odłożył do schronu mrugnięcie oka – język ciała wbrew wargom łaknącym pieszczoty wolałbym zaspokoić głód, bo kraje trzeciego świata wykarmią się same echem wygranej na mundialu pierwszej okrągłej piłki – gdy kości będą zbierać z szańca duchy stołecznego odurzenia. utracę świadomość choć wiem, że w czyśćcu apetyt rośnie na wzór człowieka czarnego, jak noc czarnego. czy masz zapałki? aby rozświetlić horyzont, mleko rozlane po niebie posmakuje przyszłym pokoleniom – zjedzie pewnego dnia księżyc i stare zegary zaczną działać tarcze w nowej erze były lepsze. prawem humanitaryzmu znak zodiaku zaświeci o ucieczce mówi Berta do Boga i spija rosę z księżyca, – choć dano mi kilkanaście miliardów lat, kiedy dostanę anonim o sensie istnienia, zgodny z biografią Motsete, z drugim dnem ów człowiek, pierwowzór myśli nad wagą słów, w strunach deszczu rosną lampy o wystygłe, zimne – napisał słowa do hymnu. za jego muskularnymi plecami – palił się ogień, a zero bezwzględne nie pozwalało zasnąć w pół słowa – byle by wiersz nie skończył się tragicznie. za żelazną kurtyną też są schody porady pogodynek – ktoś wykręcił korki odeszły, wróciły rosy