karzę ci upijać księżyc
drogę w dwa słowa ubierać
w czarne i białe
– białe i czarne domy
wydawniczych marzeń
stopnieją jak szeregi
jak raj kocham niebo
o ile kąt w którym schowałeś myśli
jeszcze nie są wybuchem
jeszcze nie są początkiem
jeszcze nie renta dla której zrobią wiele chłopcy z kamieniami
jeszcze nie są dniami których nie znamy
których rozmowy wiodę
ze słońca zachodem
i pożar gaszę snem
który mateczka we mnie wznieciła
i z rąk wypadają mi dnie
nad jeziorem gdzie leży wielka twierdza
odwołane
jeszcze nie bez
rozczarowań
którego nie wybudujesz
świadkiem mi książki
nazywam się czerwień i wiedz:
„jeśli spróbują z koloru moich słów odgadnąć
kim jestem”
jeszcze nie są warci
jeszcze nie
Dwuznaczność słowa każesz-karzesz robi się powoli dość oklepana.
Szczerze mówiąc, nie rozumiem tego wiersza.
Pozdrawiam.
LikeLike