Pomyślałem, że muszę mieć żonę
i koniecznie swoje drzewo, dom w górach,
by nie nadkładać drogi…
inne spichlerze z prawdą ostateczną
– w kolorze 48 stron
nie mając roszczeń wobec siebie
udaję się na poszukiwanie kapitalistycznej choroby
płomień milczy o kropli poruszanej
przez Posejdona
dyplomacja to siła argumentu
terwestyni włożą między nas Kruszec boskiego Amen
i ślubną obrączkę z wnętrza słońca
otworzę okno w pociągu – tomy obcych literatur,
które odpowiadają nastrojowi refrenu,
mistrzowie szeptu, odkrywcy
drżący przed białą kartką tworzący
od niechcenia –
liście nie mające stałego koloru – wyręczone śpiewem,
z racji przywileju i obowiązku
świat uczesany grzebieniem, porami roku,
ktoś właśnie przeżył wielką miłość:
„schodzę ze sceny, bo wiem, że ważne są
tylko te dni, które jeszcze przed nami”
do domu deszczu i ognia, a śmierć jeszcze świętuje życie
podpalasz kartki ,zakrwawiony nóż dźwiga całą samotność’
błagają nas lata przestępne
o cześć włożoną miedzy wiersze