wyszedłem na ludzi, bo kontakt z publiką
nie jest mi obcy, wiedz jednak marinizmu brak mojej łajbie –
kiedy na świecie niemożliwe są tylko trzy rzeczy:
schody do nieba, most przez morze i sprawiedliwość
odgrywam rolę idola, a moje ułomności i zalety
wynikają z braku umowy z public relations
kłamałem, że „publiczność oklaskuje sztuczne ognie,
ale nigdy wschód słońca”
publiczność bije brawo do księżyca, kiedy budzą
się schizofrenicy i inne gatunki literackie (zagrażające
wyginięciem) do słońca zakopuję mogiłę
człowiek zaś, jest jak morze: ma swoje przypływy
i odpływy dziś „przychodzisz do mnie z jagodami”
a ja kocham cię miłością do morza, w każdym
porcie dławię się uczuciem, trudno się puścić bez wiosła
na morze, jeszcze trudniej ujarzmić estradę
pod sceną, albo na statku gdzie wzniesiony żagiel
niesie mnie w kierunku, kto przez morze płynie, zmienia
niebo i charakter, ale nie miłość do żargonu
chodzę po tafli – jeśli sam sobie rzucisz cumę – bosmanie,
to woda sodowa nie uderzy do głowy