Człowiek z gitarą kończy apostrofę. Ziemia w dziele sztuki – są jeszcze kłamstwa, kiedy pamięć wypowie wojnę medalom do których przez świat fizyczny, metafizyczny i urojony mnie wiodła droga. Muzyka jutra, gawęda sprzed stuk-puk w czerwony talerz.
Tutaj kwadrans, druga: księga wczorajszy próg drzwi. Nie grałem nigdy w kotka i myszkę, a ser pachnie jak ten z hamburgerów z rynków światowych metropolii. Biegnę po owoc, któremu dałem imię, a zarazem nie doręczyłem sekundy…
z siebie – odżałowana wina – moja wina, moja wina. Suchy liść na policzku płacze nieobecny sen – kandyduję do rady docierającego słońca. Pionier zamkniętej książki, nie zaniedbuj, przetłumaczony na jasną i ciemną stronę Księżyca – wiem, że świadkowie boją się urywków
z książek, prawomocna dobranoc, a miłość raz niebem, raz czyśćcem, daleko idące publiczne piorunowanie. Chcę obejrzeć kilka katastroficznych filmów, jak ten bezdomny, o rysach twarzy starszych niż nasze góry? A struny, w teorii są…