Berlin Zachodni

Nigdy mnie nie zobaczysz na żywe oczy poezjo!
Rozbijają się o gościeniec słowa żelazne i myśli z ołowiu,
wyniosą z domu stare ubrania
i wybiorą strony, które chcą zapisać, albo spalić?

     Bo żyć milion lat, to jak być ze słońcem –
     mam całe horyzonty zawikłań w miałkie wersy,
z jednej gliny do drugiej gliny, a jedynie nie jej namiastki,
jaką zwykło się nazywać Ziemię…

Jednak wątpliwość rozstrzyga się żelazem i krwią,
     Synowie mocnej, ojcowskiej ręki,
     córki od rany odjęte, do rany przyłożone –
warta u boku, która spełnia swoje obowiązki
ze sztuką kochania obcując cała młodość.

Wyjdźmy na ulice, zamieszkali w dwu
     rodzajach. – Dajmy im to, o czym marzą i tak pozostaną
w starciu żywiołów. Co pięć minut ginę, jak
chrześcijanin. Nie potrafię już nadawać tytułów

     i tu rozgrywa się dylemat – opuścić dom, czy wysiąść
w połowie drogi na stacji nieznanej?

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Twitter picture

You are commenting using your Twitter account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.