Bałem się teraźniejszości jak ognia piekielnego
Jak ognia piekielnego
Żądam spekulacji
Wewnątrz istoty elementarnej
Oddajcie Bogu, co mu macie oddać
Synowie zapłakanego monsunu
Ognia córy rozgwiazdy
Wiatru w żagle rzucona nuta
Skwaru nasycenie skóry, jaką chcą mieć miliony
Wybita godzina na szczycie jutra
Długo warujące psy języka
Od razu mówić, to grzech
Jednak cnota, bo i mnie dziś cięży łeb;
wczoram pił – dzisiem kiep!
A podobne rzeczy zawsze się razem
Trzymają, od tego zakochania –
Świadkowie koloru twoich oczu
Nie wiedzący o sumie zerowej – szerokość tezy
A może kiedy wieje wiatr
A nad nami przebój czerwieni wieczora
Wolna macierz łaknących
Aktorstwa dnia codziennego –
Dajmy im zapierający dech w piersiach wschód,
Co ucho nadstawia dla pocałunku przez kurtynę,
Sufler liczby atomowej,
By wysiłek nie był daremny