Dzisiaj czytałem piękną historię swojego miasta,
było zapisane o kamiennych twarzach
przedstawicieli z partyjnego towarzystwa; w obrzędach
ceremonialnych w Zagajniku paliły się dachy, zapach
spalonych butów, skóry i minionych ech
unosił się wszędzie przemawiał ks. Skorodecki pomimo,
że była to uroczystość świecka
pamiętajcie o ogrodach filozofowie języka pogardy
kochankowie kłamstwa z teką wypchaną cierpkim zapachem
dnia, w łachmanach tajemnic gór i istoty morza,
kosztuję zasiew – dziadkowi spada na głowę jabłko
– pytam o drogę, którą przebyło od pęczku po owoc?
roztrząsanie niemal z życiorysu Newtona…
pamiętajcie o ogrodach, przecież stamtąd przyszliście
brukowej plotki kurz osiadł na zegarowej wskazówce
Zegarmistrz światła purpurowy ma dylemat
Słońce rozbijając owoce dojrzałych babć
i za pomocą własnych rąk ich drutów tworzą arcydzieła
domowego ogniska, cuda świata poezji,
a w ogrodzie mojego dziadka łódka z papieru –
czasem pluję z mostu na Wisłę i myślę
wszystko płynie, historia się urywa, jak hejnał
bo tatarska strzała przebiła gardło hejnalisty, nim ten
skończył melodię, to na pamiątkę
aby przetrwał nasz gatunek – poetów, eseistów, redaktorów
gatunek z wiary, nadziei i miłości, zawsze rozpoznam
dźwięk mieszanego cukru w filiżance prędko
ważonej szeptem Cappuccino