Zespól nas chlebie żywy,
bo kocham cię skargą
zamieć, potrząśnij, poniechaj
Weź mnie i nie kończ, bo to co ma się zacząć
– zacznie się,
to co ma się skończyć skończy się
otworzy się pokój –
spłonę jak dym i nic tylko para pierwiastków
Jeżeli jestem świadomy swojego początku
i nieświadomy końca
zobaczę widzialny świat
Sprzedałem się za słowo,
które po słowie, strofa po strofie
werset po wersecie ucieka mi
o wieczności licha!
Kropli sądzenia warta
Bo twoje serce – jeszcze cudze
niczyje już słowa? Czy naprawdę umiesz
żyć tylko w klęsce?
Kamienie o nieznanej barwie
i znanym zapachu,
a obecności jegoż nie ująć
Na pamiątkę i chwałę,
bo nie popełniłem żadnego poważnego przestępstwa,
a coraz bardziej oddalające się
pragnienie ubiega moje życie