––– Na naszym skamieniałym drewienku wyryty napis: „w tym mieście nie ma poezji”, żniwa w zadumie, ze zwyczajem pór roku w bólu niewinnie, nadziany na kordon, z dzień dobry na wachlarzu świtowi, czole wysokim – świadczy to o potędze pochodzenia.
––– Kocham cię dziś, w światłach poranka wszystko utracone, raj z ziemi obiecanej, do którego dotrzeć można tylko na sposób lepienia uszek, które chciałby zapisać nad światem pytanie? Od Boga, do którego idę, a tylko dwa możliwe kierunki: reżyseria i akustyka.
––– Odpowiedzialny za list w butonierce; w osłodzie, na koniuszkach palców niedoścignionych burz i sztormów, a także zlodowaceń i zetknięć ze słońcem – marzeń w tej przerażającej nocy światy opłatków z jednej strony i z drugiej strony przybrały stan faktyczny – czyli przeistoczony.
––– Jestem świadkiem, tego oto języka szukają na próżno liście partykularnych zachodów. Podkreślając wizję – doprowadź mnie do szczytowej teorii nieprzewertowanego dramatu, gdzie podczas sztormu, geologia kolizji trzewi, na jakimkolwiek terenie, w obcojęzycznej zatoce przemawiają koszyki z palmowych liści. Jestem ogniem poema.
––– Wpisaną w źrenice pasję odkupią lata, kominy i zimy.
––– Deportowany za zimę stulecia na kołchoz zbity z piorunów. Mam orzeczenie o zdolności do pracy w krzyku i braku źródła. Bo tam opłatek z mąki i wody święconej. – Nie powinieneś ubiegać się o odpuszczenie. Ta ręka nawet obudziłaby świętego? Architekci świata – wolnego czasu. Są tacy, którzy znają dwie pory roku. W inne je zaprowadź kraje! Miasto leży w poszukiwaniu i odnalezieniu. Mam tyle lat powodów…
––– Czy milczenie już jest poezją?