Pospiesz się alfabecie
twoja nić widmo może pożółknąć
nim opuszczę dom
z trzydziestoma dwoma literami
odepchniętymi od pnia serca
są tu sierpniowe salwy
ale te zdezorientowane, poszukiwane,
ponieważ nigdy swoją wieczność
wlekę za światem
czasem nie gramatycznym
ale wyrzeczonym wianom
dwóch narodowości –
chcę dziś przekazać wiadomość państwu i światu:
odwiąż liny, podróżuj, śnij!
nieuleczalną jest cisza wygrawerowana
na prawach boskich
dzisiaj wszystkie smutki precz niech zginą
jak dziecko, które wychodzi z domu
o prawdzie i kłamstwie
w cztery strony, mając w garści
samotność, bo który wybiera ją
nigdy nie będzie sam
a komu bezdomność,
temu zawsze dach świata nad głową…
i ryzyko pozbawione gwarancji
barw złożonych z papieru, gliny i łzy
a także z nurtu przełomu
filozoficznej rzeki
jej odnóży, dopływów i ujść
powiedzmy sobie szczerze:
już nie Mickiewicz, już nie Don Juan,
już nie Prometeusz, ani Dajomnion,
dzisiaj jest miłość oparta na wietrze
odtąd nazywana żywym kamieniem
kochankowie burz, susz i trzęsień ziemi
– na gruzach świata tańczą
święci i młodopolscy, to nic Alexy
mogę zapomnieć czego cię nauczyłem,
możesz zapomnieć
czego mnie nauczyłeś,
święty hebrajski –
gdy walczyłem o jesień,
z kwietniem nagość ziemi dać białym wierszom
wynieść na światło dzienne
brak i znużenie snu, potasu, sieci
– wpadam w zakłopotanie,
w progu drzwi stojąc:
innego końca świata nie będzie! ze wschodów
i zachodów opieczętowanych niecierpliwością
a nawiedzającym każda potęgę karuzeli kości
prócz tego z moich oczu
dwojga rąk, które dyskutować chcą
o rozgromie Adriatyku
tego co ocalało,
i wyryło napis w tym mieście
– „umyjcie ręce”
– „zmyj lukę w prawie
wiersza białego”