to
pełne słońce przemienia śnieg w suchą wodę
w kropielnicy zwróconej apsydą
do Jasnej Góry
– którą będę pił będąc w najwyższych górach
a ty
artykułując w przestrzeń niebieską najbardziej
bujne woluminy inkunabuły starodruki – językami ludzi aniołów i mitologicznych
bogów z siłą wyrazu winkelriedyzmu
chodzi z nieuleczalną prawdą Teofila z „Drugiej Przestrzeni”
– mistyku, żegnam się z rymem i średniówką
by
wyruszyć w dalsze rejony Lewantu
Pola Elizejskie i osiągnąć twój legendarny stan
– bo oddałem głos na dwanaścioro mężczyzn i jednego jedynego
ogół doskonałego traktatu
– Maszeruję szlakiem onirycznego Domu Północy – a
siła tkwi w umyśle gdzie całun w różnych
językach świata jak poliglota okrywa wieko nieosobliwej
powszedniej rany
od archeologów więzi posiniaczonych serc
– i co jeszcze kiedy i tak dalej – ławicy kosmicznej
perseidy i echa jej trajektorii dziś
uderza w pustynię
mamy Dzień Podległości uniesienia brwi wzór wysokogórskiego
towarzysza przyznaję – twoje ciało
cierpiało męczarnie bez ciebie źle z tobą też źle mi
pragnę oznajmić zaręczyny z poezją:
trzeba iść i budować miasta o pojemności
kierów trefli pików karo – gwiazd – mury, bruki
– wszystka mnie stąd wypędzasz i wszystka w miejscu trzymasz