pędzisz przez życie, autem, jak rym i żagiel postawiony
na łodzi strofy, by domknąć wszystkie morskie szlaki w
imię krzywdy i myśli czystej ludzkiego przedsięwzięcia.
moje imię kryje – wymiar cierpienia i ambiwalentny byt
.
pustyni na zębach codzienności – dziś deptam aorty
i pnie człowieczeństwa, to ja w tych miastach, epokowym
krokiem – brnę po księżycowy ślad, aby na koniec
unieść dłonie. blizny cofają się przed słońcem i za parę
lat… jak zapytają, odpowiedzieć morze było mi drogą
do lepszej przyszłości w imię ojca i matki, mój syn
grizzly w drewniakach dziś, przy tym wersie śpiewa piosenkę
bo wygrać z życiem, to jak obudzić się w gdzieś w Alpach,
.
na odległej trybunie z której obserwując istnienie, o!
ty zgubiona, o ty wydana, o ty anachroniczna, o ty! – niech gra nie
zwiedzie cię na rewiry Lewantu. dźwięk jej imienia –
i antologia gatunków, którzy połykają haczyk na akord
pieśni patriotycznych Wilsona