Dziś matka na czole zaznacza ci krzyż dla dobra osobistego i tego powołanego z kartoteki wołając sny zza gór: i widziałem anioła, a miał w ręce swej książeczkę otwartą, a ogromny bywa nurt strumienia spływającego do morza. Nie potrzeba mi niewiary i udręki snów, o wielkich zmianach decydują małe epizody. Jedno spotkanie jedna książka jedna decyzja i postawił swoją nogę prawą na morzu, a lewą na Ziemi, a gdy Bóg zszedł z kroplą i otworzył okno, zapukał gość o nieznanej – starej baśni, ze zmęczoną twarzą zaczerwieniłem się: i ruszyłem w obce kraje,
księżyc osunął się na ramię, w pełni trzęsie się ziemia. Teraz ja wymówię: błogostan, szczęście. Powtarza się gust z depeszą z jądra ciemności, ty: biegniesz, w szalonym tempie za tym jedynym, zostawiając swój diariusz i kilka ośmiotysięczników, bo piękna ty – a natura mówi, że mam morze pewności, o ciebie będę walczył z odyseją mego przekleństwa, bo wspaniała jest, doskonała jest. Kiedy umrę zobaczę podszewkę świata. – Inne ziarno zebrane w dziesięć pojęć? Takich samych a jednak zaledwie ludzkich (bo nie znam nikogo, komu warto było by zazdrościć, mawia Ten, którego skrzywdziłem).
A jednak tu kończy się wąwóz – Anioł Pański o nowym śmiechu o słowie zawstydzonym w ustach.
Po przełęczach walczy jak góra z górą z nurtem czasu, truchtasz naznaczony do tego szaleństwa, zapukał gość do powiek ze złożoną kartką tak, by dosięgła księżyca. Czas odmierzony falą. Oddajcie wytchnienie! wódce i zakąsce są to nazwy puste i jednoznaczne, dla których świat nie nazywa się pomostem, a przepisanym na rodzinę dymem:
Dostrzegnij to! z dzisiejszego zła wzniesie się kamień o ciężarze raju, o przyjaźni człowieka z falą i zagłuszającą ją ciszą w przedpołudniu zamkniemy się i wyrzucimy klucz byle gdzie. W szczelinach – chcąc gwieździsty pył rozsypać na ziemię! Jutro natura mżawką Cię obleje cicho, piskliwie ziemia niby poemat, zagrasz ze skrępowaniem o warząchew marcepanu?
Na twoich papilarnych liniach, z nazwiskiem nieznanym intonując imię oznajmią: jest! A my zejdziemy się i rozejdziemy – walka wątpliwości skończy się Epilogiem burzy, ma to swoją nazwę: budulec dziejów. Jestem tego świata atomem.