bywam mistrzem odroczonego roku
i kadetem słońca niedotarłego
światłem –
dni gnijących w dobie
tygodni marnowanych w miesiącu
kwartałów pogrążonych w roku pory
słuszni radni na wokandzie gwiazd
niewzruszony diabeł
ziewa nieświeżym oddechem?
samotnie zrywam z artyzmem
więcej zostanie na zawsze
oko do połowy zamknięte – usta pełne waty
język wilgotny pożądaniem…
serce nie zna wyliczenia, nie zna uciechy ciała
wiarołomstwo umysłu
gdzieś na kliszy niezliczoności – gruda wag
buduje ymentem rozbudzić się sejm