Dławię się prawdą
Ulepioną ze śliny
I pajęczyny – wedle starego porządku
Rana dzisiejszości
Ropieje uraz niewielki
Lecz prawo do
Szczęścia wielkie
A także mięty
Nabywam rozmach
Dla swej teorii
Poezji
Nie pozostający po niczym
Nic innego nie transparentny
Ani uncji szczęścia
Dobiega szept zza
Firany – nawiedza mnie
Wena pozostawiając rany
Na psychice
Talent w intelekcie
Sytość w ustach
Prawda na języku
Popiół na głowie
W rękach przyszłość
Oby łatwiejsza senność
Nawiedziła dziś Seattle
Mój Raj, którego
Właściciel
Umarł śmiercią naturalną
Na miłość
Bo nie chciano mu dać
Nic innego