Lesław Czapliński

„Silva verborum albo quasi-literaturoznawstwo poetyckie”

„Rezerwat znaków przestankowych” Maksymiliana Tchonia to swoista silva verborum, czyli gąszcz słów, w którym sąsiadują obok siebie różne formy literackie: tradycyjne wiersze z prozatorskimi mikroesejami czy felietonami, a także krótkimi notami.
Istnieje proza poetycka, uwolniona z rygorów nie tylko mowy wiązanej, ale w ogóle form stroficznych. Zarazem jednak, nie spełniając roli narracyjnej i będąc pozbawioną epickiego dystansu, służy wyłącznie ekspresji swojego podmiotu lirycznego. W przypadku tej uprawianej przez Tchonia paradoksalnie formę stroficzną przybierają niekiedy jej tytuły: „Idea nieobyczajnych zjadaczy chleba,/dążenia ku gwiazdom/oddam Ci dzisiaj, góro graniczna”.
Istnieje też dramat poetycki, w którym właściwie nie występuje akcja, a jego świat wypełnia gra nastrojów postaci lub projekcja przeżyć nadrzędnej instancji, tak zwanego ja dramatycznego.
Za sprawą Maksymiliana Tchonia i jego publikacji powstała nowa jakość – quasi-literaturoznawstwo poetyckie, niesłużące klasyfikacji formalnej omawianych utworów czy ich ocenie. Czytelnik niewiele dowie się z esejów poświęconych Arnoldowi Samsonowiczowi o ich przedmiocie, a więc poetyckiej twórczości tegoż, lecz przede wszystkim o autorze poświęconych mu wypowiedzi, który nie poddaje jego utworów opisowi i analizie zgodnie z przyjętymi wytycznymi metodologicznymi, ani interpretacji, lecz tworzy raczej ich własne poetyckie repliki czy analogony, niekiedy prawie niepostrzeżenie przechwytując do ich konstrukcji charakterystyczne dla tamtego środki wyrazu. Odwołuje się w tym względzie do techniki joyce’owskiego strumienia świadomości: „W dorobku intelektualnym nie mieści się etykieta zdrowego na geocentryczne, amoralne ciało umysłu, ale pokój ducha nieraz odosobnionego” („Człowiek Awangarda, o Arnoldzie Samsonowiczu cd.”).
Niektóre z tych tekstów przybierają formę poetyckich laudacji, możliwych do wykorzystania w razie przyznania Nike, Angelusa, Nobla lub anty-Nobla. Zresztą napomyka o tym w wierszu „Makulatura, dzieci – niweczą pomysły na przyszłość”, kiedy pisze „otrzymał nagrodę kapituły”. A w kolejnej zwrotce nie bez gorzkiej ironii konstatuje: „wiersze umierają samotnie w podręcznikach do języka polskiego”, albowiem uczynienie z autora klasyka za sprawą literackich wyróżnień oraz zesłanie jego utworów pomiędzy szkolne lektury to najlepszy sposób na artystyczne unieszkodliwienie, uśmiercenie jego twórczości.
Kiedy indziej noszą one znamiona bretonowskiego écriture automatique: „W małej perspektywie „trawy” to tylko chwilowa przyjemność, nadmierna plucha, jednak w kolejnych stopniach, stropach chmur mieści się archetyp poszukiwania i ciągłego dążenia do eudajmonii” („Zabawne jest hasać po trawach/wyrwanych porządkowi przy St. Mary”).
Jest to bardzo solipsystyczne pisarstwo, skupione przede wszystkim na sobie, własnych doznaniach, powstałych również pod wpływem obcowania z obcą twórczością. Na przykład Artura Międzyrzeckiego w „Rzeczy słowom się dziwią”. Stąd iluzoryczny charakter tak rozumianego świata poetyckiego przywołują obrazy rozlanego mleka na niebie („epilog”, „Jeżeli kiedyś zapytasz mnie/nieuleczalnie o pojęcie”) i fatamorgany („racja stanu”, „Żadne źródło,/szansa dla zmysłu obłędu”).
Więcej dyscypliny badawczej i krytycznej odnaleźć można w tekście poświęconym poezjom Ryszarda Krynickiego.
W znacznej mierze poetykę tego autora wyznacza uwrażliwienie na dźwięk. Stąd do jego ulubionych chwytów należy budowanie fraz z zestawień wyrazów bliskobrzmiących: „wirtuozerskim zamysłem i zmysłem” , „do klucza materii, maestrii” („O poezji Arnolda Samsonowicza słów kilka”), „winno się wino pić” („Pražský orloj, w piątek po 16, 2017 roku”), „zęby zaciskam, żeby”, „do „ziemi nieobojętnej”, nieobjętej”, na rozprawach w sadzie, sądzie” („Orzeczenie”), „oględne bezwzględne” („Barwa słów i koniec”), „wód, wśród” („Żadne źródło, szansa dla zmysłu obłędu”), „pozwiedzać, poodwiedzać” („Nocny Kraków”), niekiedy opartych na efekcie echa „kosmicznych stwierdzeń twierdzeń” („Urosłem do rangi Gwiazdy”).
Personifikuje sztukę jako kobietę, choć nie ma pewności „czy jest ładna, czy nosi buty na obcasach, czy trzyma w ręku pióro?” („Echo pierwszego płaczu śmiesznego człowieka”), a ambicją uprawiającego ją czyni bycie z poezją na ty („Złota myśl utopiona w kawie”), „by zamieszkać w zdaniu” („Orzeczenie”), „walczyć o siebie, nawet w szumie muszli?” („Jeżeli…”) i rzucać słowa na wiatr („Molowy wiatr”). Magiczną rolę w tym świecie odgrywa porzekadło: złote” („O poezji…”), mimiczne, które „znalazło swoje miejsce w świecie…?” („Jak Zachód prowadził wojnę ze Wschodem”), wreszcie będące przedmiotem wiersza o takim właśnie tytule.
Z kolei w innych, podobnie jak w przypadku cyklu obrazów René Magritte’a, występuje ostentacyjne rozmijanie się ich tytułów z zawartością przedstawieniową, albowiem nijak się one mają do przywołanych w nich treści – na przykład w nawiązującym do hidżry „Z Mekki do Medyny” próżno by poszukiwać odniesień historycznych czy orientalnych, przekornie natomiast pojawia się motyw chrześcijańskiego krzyża. Poeta nie stroni przy tym od gry pojęć: „nie narzuci mi materializmu, bo ten jest nad wyraz dialektyczny” („Żadne źródło,/szansa dla zmysłu obłędu”).
Obsesyjnie powraca w jego poezji motyw początku, przybierającego postać zerowej długości i szerokości geograficznej („cytat z listu”, „Syndrom sztokholmski”) lub bezwzględnego zera („epilog”).
Ważna rolę w świecie poetyckim tego autora odgrywa metaforyka sceniczna, złożona z wizji teatru „pięciu minut, które dostałem od losu” („Idea…”), „kosmicznego spektaklu, który odbywa się od kilkunastu miliardów lat” („Urosłem do rangi Gwiazdy”), scenopisu, który przygotował dla mnie tę historię” („Tęsknota widzialnych pejzaży. Krótki traktat wyrażony o marszrucie”), kurtyn, w tym żelaznej („Syndrom sztokholmski”, „epilog”) i suflera („Jeżeli…”).
Jeśli sztuka przetrwa próbę czasu, to „do zobaczenia w następnym życiu”, zdaje się autor wyrażać nieśmiałą nadzieję w konkluzji „cytatu z listu”…

Maksymilian Tchoń „Rezerwat znaków przestankowych”. Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2018.

Autor: Lesław Czapliński, Akant, 11 (271) 2018, s. 36