Blog

Ti Amo

retrospekcja na pokładzie domu
za burtą oklaski rozbitkowie czynu całego audytorium świata czterech stron
zaczytania w pluralistycznym ustroju nieba
kurz majestatycznie osiada na klombach drzewnych łez

przedwczesne miauczenie
owłosione zwierzątko poranka budzi
sygnały z pulsujących gwiazd

nasze zagaje, koszary i morza wszystkie
nasze powojenne ruiny, nasze troski
nasze zauroczenia twym pięknem rys twarzy,
które niezdobyte i które do zdobycia

dziś na językach ognia budowla
z rys woskowych, oddycham molową tonacją,
gdyż smutno mi Boże

dla ciebie nów znowu zatrzymałem w źrenicy

Stoję dziś na najwyższym stopniu podium

zbiegłem w prawdzie fundacji złu
napinając cięciwę pierścienia słońca
zakosztowałem lawy z erupcji
synodu braw i soboru docierania myśli
w tym tartaku chleb i sól
witam Was!

upomniało się o mnie kolegium wytchnienia
może to pasja don Juana
i kongres przegłosował ustawę na temat mojej wiary w sprawiedliwy kurz
wahania nad wahaniem, pewności nad pewnością

krzyż pancerny tatuaż na mej duszy

prócz pędu w gniew wieczoru
i skradania na palcach reduty dnia

drwię z możności ulepienia nosa Pinokio, pójdę za nim –
napiszę do niego list (jak ten wielki)

odkocham się od księżyca –
mam lepsze ciała niebieskie
i zatrzymania ludzkich serc
w sztolni braw umieram na wycieńczenie wodą

śmiercią widnokręgu
zenitu kloszard zmył wszelkie pogłoski za barter z Gwiazdą Polarną
me przesilenie już dawno wydało wyrok na kurii galopujące placebo

obrońca syren mego grodu

  • wyszczekani głosem swej epoki i pokolenia
  • bezdomni promienni
  • zdradzeni racją
  • głodni miłości
  • prowadzeni ku niebu

zacerowali lukę w prawie ostatecznej nagrody

Uwaga!

Uwaga! W mieście pojawił się sprawiedliwy!

  • wytoczył proces co dzień powstającemu słońcu
  • zadrwił z prawa kłosów i kłamstwa rzęs, fale Dunaju za nie mówiły
  • Utrzymuje, że żyje z dobra, ale ja mu nie wierzę
    gdyż on wierzy w kontrybucję braw
  • Ileż mu złorzeczyłeś , a on był dla ciebie w porządku
    to pospolite ruszenie, a ja „mam swoje prywatne siły zbrojne” w intelekcie czystym
    i duszy namiarze na kryzę polonijnych wici
  • tulił gwiazdy – pochopne marzenia o doliczonym czasie gry
    dla każdego starca. Jego natura i młody duch, a nadto kurtuazja w relacji z ciszą
  • zaczytuje się w Uczcie Platońskiej, walczy z cieniami w jaskini
  • i zrywa z Kosmosem Gombrowiczowskim
  • Nie zawoła – „Dokąd zmierzasz?”, lecz ulepi ze śliny, łzy i pajęczyny
    Romantyczność, byś zakosztował w wierszach Poe’go:
    pluralizmu Miasta ma morzu, Eulalija władając echem ballady o Czarnym planie –
    tudzież zadomowiony w zachwycie orynt
  • nie znam chmur bez nieba, ni kurzu na imieniu o prastarym wschodzie
  • cień padnięty i promień złamany
  • zadośćuczynienie – z otrzewnej Adamastor w podróży ku łonu
  • Czy zatrze się wiatr na młynie ostatniej stacji Kyrie-elejzon?
  • Zamień mnie w naruszenie strefy poligonu uczuć
    To nic, dojrzewam do godności Króla Mrówek, ach jaki dzień szczęśliwy!

Ja buduję w sobie świątynie dymu z komina

  • tańcząc z pochodnią i jej ciepłem, nuncjusz Prawdy o wyrazie drwin ze skały

odliczając kroki po Ziemi złych wyroków

Przeznaczony sztuce

zasłony z łez i susza konwulsji oczu
dywersja pisma w ustach
ustawiczne szanse w molekularnym śnie
dwójka – liczba boska

ubiegam się o pojednanie mnie z Wszechwiedzącym
moje zakamarki duszy szlifuje rzeka
kryniczne kryształy zaśniedzione
czasem niepogody
czasem o wyporności o tysięcy ton zmartwień

czasy niepewne, gdyż pewne
czasy wybaczone skali miary lekceważących świętość
a przecież dzięki niej zamieszkało w nas dobro
ilekroć sięgasz po dym
ilekroć zastygasz jak woskowe piękno na balu rozświetlania kul

obiecuję ci, iż zrzucę balast
z kręgów wyprostowanych zbawieniem
odkąd sięgam wzrokiem za zastygłe pejzaże
wiem o czekaniu dwukropka

zaistniałem w epilogu burzy, a teraz ślina cieknie
na kobietę czystą, na geranium sakry

daj mi ten wiersz, daj mi ten mit, daj mi dosyt
tę autosugestię

bym w uwerturze nocy zapukał do drzwi Melpomeny
bym w prekluzji dnia odciął bilet z salwy ognia przeznaczonego publice
bym dotarł do ryczałtu za każdy moment
zesłany na wygnanie, choć pozostał czysty
w przeddzień zła, którego nie ma, którego nie było, którego nie będzie we mnie

poprzez zdumionych w sobie
boć nie mają nic prócz segmentu brwi
uniesionych przez barbarzyńcę
w akcie opoki woli, gdzieś w dopływie Warty tego

Wzywam Tysiąc spokojnych miast

Człowiek wśród skorpionów
zrywa z Martwą naturą z wędzidłem
Teraz buduje Labirynt nad morzem
mając Miejsce na ziemi z Trzema kobietami
to nie będzie jego Mała apokalipsa
ale Sto pociech, gdyż Cudzołóstwo zostało ukarane

w Pornografii i Ferdydurke
zobaczy Jak długo trwać będą dawne imiona
a także Noc darowana

Innego świata Zapachem kobiety
i Pachnidłem

Teraz wsiadamy w Autobus do hotelu Cytera
Boże, dzięki za Muzeum dzieciństwa

i Pasażerkę obok

Wyśniłem ciebie

Szlak do Ziemi Obiecanej
wymaga zmęczenia strof i wersów
Upadający rym kształci się
w muzeum pobrzasku okalając poligony środków stylistycznych
Na zachodzie złote myśli

wyświetla ulica Bracka
oto dlaczego wystąpiono przeciwko mnie – prawdzie

wśniłem zbawienie i ciebie
Izoldo,
Penelopo,
Ewo,
Julio,
Esmeraldo

dotyk następnej tury lubieżnej miłości
i zatańczyłem z żywiołami, których moc bezwzględna
obwieszczam radosną nowinę: utwór skończony
kocham Rajskie owoce

Widziałem, nie wiedziałem

Porządni zdobywcy siwości dymu z komina
Sędziwi pluraliści dusz
Widziałem tutaj zamach na instrument dęty
koniunkcję spojrzeń oczu, muśnięcie warg zniesławienia, uniesienie brwi
Widziałem ugór w stumilowym Rad kraju
Wyrozumiali posiedli wszystko dobre

Widziałem myśli w ciele, które żyją pogodą ducha i życiem wiecznym

Studia nad pewnością

Którędy do Nieba droga ubita?
Skaleczony w język
owijam synonim wyrazu wiary poezji
W potyczce uznania prezydentura deszczu
dzwonisz na straż, by ugasić pożar mego serca
Dam veto ustawie bólu istnienia i filozofii konklawe
Wydałem dwadzieścia cztery głogi i krewetki u podstaw bogactwa wnętrza
w kulturze dostrzegając niklowe stopy
z ziemią bezdomną i ciszą niczyją
a nadto beletrystyczny list o tytule nieznanym niczemu

Ujarzmij mój pęd ku świętości – jeśli ją otrzymam,
jeśli nie – wyślij telegram do słońca
aby raziło oczy pysznych w sobie
Klechda innych stanów zjednoczenia spojrzeń w oczy, uniesień brwi
To moja weranda, a widzę: ptaki, zwierzęta, owady
Mam wady również, kiedy jeśli temu zaprzeczam
zaczytuję się w Stachurze

I nic pełnia nadal pełna
Nów sierpem ociosany

Tutaj tylko gwiazdy dają gwarancję
tylko Bóg zachwyci mnie we wszystkim
i ustali granice sztuki pracy

nad pewnością

* * *

Wyczekany Raj, duszno w domu nie z tego świata
umęczyłem tę rosę,
szeptałem królowej lodu o wspólnym zamarzaniu,
która spadła na policzek i rozbiła się
Policzyłem krople:
jedna kropla
druga kropla
trzecia kropla
jedyna wiadoma to klauzula samego siebie