Mateusz Wabik

Na lekcji poezji u japońskich mistrzów haiku. O nowym tomie wierszy „Walkirie. Noc ciszy” Makymiliana Tchonia

Tom wierszy pt. „Walkirie. Noc ciszy” Maksymiliana Tchonia składa się z 89 krótkich wierszy, z których wiele przypomina japońskie haiku, niektóre zaś zbliżają się do aforyzmu. Jednakże książka Tchonia nie jest zbiorem haiku, ani aforyzmów jakie czasem ukazują się w Polsce w rozmaitych wydawnictwach, jest zbiorem poetyckim, w którym mamy także nieco dłuższe niż trzywersowe wiersze. Pamiętam wiersze Tchonia z wydanego również przez Mamiko tomu „http” w 2015 roku, które raczej nie dążyły do lapidarności wysłowienia i skrótu poetyckiego. Nowa książka pokazuje poetę zmagającego się z materią językową w nieco inny sposób niż dotychczas, tym razem wiersze wydają się mniej przegadane, nie epatują wielowymiarowymi metaforami, czy też nie ma w nich rozmachu narracyjnego. Twórczość Tchonia zmieniła się zarówno formalnie jak i treściowo – tym razem poeta dąży do skrótowości, próbuje zapisywać mikroobserwacje zamiast relacji z przechadzek po obcych miasta. Najczęściej są to obserwacje przyrodnicze, metafizyka nadal interesuje poetę, ale nie w takim wymiarze jak w poprzednich wierszach. Są także wiersze w tomiku Tchonia, które tylko formalnie przypominają haiku, ale treściowo bazują na skojarzeniach, czy metaforze, a obserwacje przyrodnicze nie są w nich istotne. W niektórych wierszach z „Walkirii” nadal ważną cechą jest egotyzm, czyli maksymalne skupienie się na sobie, które nieco przeszkadzało w „http” przede wszystkim wtedy, kiedy wdzierały się do wiersza patetyczne tony. Ciekawsze wiersze Tchonia z „Walkirii. Nocy ciszy” to właśnie wspomniane obserwacje przyrodnicze, w których poeta stał się uczniem japońskich poetów – Matsuo Basho, Kobayashiego Issy, czy Masaoki Shiki, którego haiku w tłumaczeniu Ryszarda Krynickiego stało się mottem tomu, a także krótkie wiersze skojarzeniowe, czy aforyzmy. Nie jestem wielkim znawcą haiku i nie mogę prześledzić wszystkich nawiązań Tchonia do japońskiej poezji, sygnalizuję po prostu jakimi torami potoczyły się dalsze losy poezji Tchonia.

Krótkie wiersze obserwacyjne budowane na kilku mikroobserwacjach jak wiersz „I” przypomina nieco poezję Marka Wawrzyńskiego, który od lat uprawia poezję mikroobserwacji. W wierszu Tchonia, mamy trzy wersy i trzy płaszczyzny: „kinkiet słońca / gołe niebo / perełka rosy na martwym policzku”. Najpierw dowiadujemy się o skojarzeniu słońca z kinkietem, czyli małą lampą np. w łazience nad umywalką, potem pojawia się obraz bezchmurnego nieba, czyli najdalszej z widzialnych przestrzeni i nagle słowo poetyckie Tchonia zatrzymuje na obrazie kropli rosy na jakimś „martwym policzku”. Wiersz po prostu w ciągu chwili, po przeczytaniu zaledwie 9 słów ukazuje nam wielopłaszczyznowość widzialnego świata, doświadczamy przestrzenności, która w kulturze Azji Wschodniej jest bardzo istotna. W wierszu „IV” mamy zapis marzenia, czy życzenia, a w trzecim wersie podmiot liryczny wspomina o „pra-przyczynie” i chciałby, żeby ona „miała usta / Janis Joplin”. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że wiersz to subtelny erotyk, marzenie o kobiecie, któraby miała usta niczym sławna piosenkarka ery hippisów z USA. Jednak ostatnie słowo, w ostatnim wersie dodaje do owego marzenia nieco filozofii – można domyślić się, że poeta marzy nie tyle o kobiecie co o rozwikłaniu dylematu, który trapi filozofów od wieków, co było przyczyną stworzenia świata, bo o tych faktach milczy nauka, a wszystko co wiemy to tylko hipotezy naukowe, albo dane wzięte z mitologii, czy religii. Wiersz „L” to znowu próba opisu, a raczej szkicu, gdyż jak na wiersz opisowy ów tekst jest zbyt zdawkowy, tym razem poeta opisuje rysunek, lub zdjęcie „drzewka bonsai” jako tapetę na ekranie komputera. Wg poety „schyłkiem dziejów” jest „japoński dom”. Trudno mi do końca zrozumieć poetę, bo słabo znam kulturę Japonii, ale być może poecie chodzi o potrzebę harmonii. W wierszu „XXXII” mamy ciekawy zabieg poetycki – „szron” wg podmiotu lirycznego jest oznaką roztapiania się nocy jakby rzeczywistość w poezji Tchonia była poddawana jakimś prawidłom magicznej fizyki. Takich obrazów jednak w poezji Tchonia nie jest zbyt wiele, ale dobrze, że są. W innych wierszach zauważamy motywy znane już z poprzedniego tomu wierszy – czyli sztuki i literatury jako despotyzmu i egotyzmu, samotności jako wyniku poszukiwań intelektualnych, w wierszach Tchonia także jest sporo odniesień do historii i kultury jak wcześniej. Mimo, że Tchoniowi daleko jeszcze do poziomu innego współczesnego pisarza pochodzącego z Tarnowa – Jacka Dukaja, to trzeba przyznać, że czas przeznaczony na lekturę nowego tomu „Walkirie. Noc ciszy” nie jest czasem straconym. Wiele wierszy w nim pomieszczonych bardziej mnie przekonuje niż wiersze z „http”.

Maksymilian Tchoń. Walkirie. Noc ciszy. Nowa Ruda : Mamiko, 2016.

Autor: Mateusz Wabik, Kwartalnik Literacki Wyspa, 3/2016