Zdzisław Antolski

WYSPA MIŁOŚCI, Zdzisław Antolski
(recenzja ze zbiorku poetyckiego Maksymiliana Tchonia “Wiedziałem”)

„WYSPA MIŁOŚCI”

Wiersze Maksymiliana Tchonia z tomiku „Wiedziałem” układają się w pewien logiczny ciąg tworząc poemat, choć oczywiście każdy utwór ma swoją samodzielną egzystencję. Już kiedyś wspominałem, że ta poezja jest nieujarzmiona jak rzeka i potrafi unieść wiele znaczeń oraz metafor. Każdy czytelnik może w niej odnaleźć swoje własne, osobiste inspiracje. Poeta dokonuje swoistego rozrachunku sumienia, ale umiejętnie ubiera je w poetyckie słowa przez co nabiera on waloru uniwersalnego. Można pokusić się jednak o stwierdzenie, że zbiorek ten poświęcony jest miłości. Świadczy o tym wiersz „Północ, Południe”:

mieszkam na wyspie
oblanej miłością
usta są kanałem
ramiona mostem zwodzonym
uda portem

Trudno jest czytelnikowi rozstrzygnąć czy poeta jest zakochany, czy zamknął się na wyspie samotności i obserwuje rzeczywistość ze swojej pustelni. Motyw wyspy i oblewającego ją oceanu pojawia się w wielu wierszach np. w utworze „Wydobędę z ciebie”:

aliteracja złączyła nasze języki
kiedy myślę dojrzale,
tonę w falach oceanu Spokojnego
– ta lampa ze spokojem
znosi swoje zaślepienie
A moje dziecinne bolączki
i tobie czytane wolne wiersze
jeśli miłość nas przerasta
to co może poniżyć?

Wydaje się, że podmiot liryczny tych wierszy cierpi na pewien duchowy dualizm. Z jednej strony chciałby zaangażować się w rzeczywistość, a z drugiej strony odpowiada mu postawa bezstronnego obserwatora. W dodatku ten samotny poeta, na kształt romantycznych wieszczów lubi zwracać się do sił wyższych, dlatego w jego wierszach pojawia się Demiurg, Kreator i Pan (w czym można domyślać się Pana Boga). Pojawiają się również takie krainy jak:

W ciszy gdzieś pomiędzy Utopią, Dunajcem
a Ziemią Obiecaną w parzystej liczbie
zachowanej wyłącznie dla dwojga
obnażyło się intymnie owłosione
zwierzątko porannego słońca
(Ziemia Obiecana)

Powyższy wiersz jest jednym z najbardziej udanych i najbardziej charakterystycznych utworów w całym zbiorku. Powołuje się w nim autor także na Tuwima czyli poetę który wadził się z Bogiem i szukał dla siebie miejsca na ziemi.
Tęsknota za miłością, która ma być siłą sprawczą pojawia się także w wierszu bez tytułu, którego fragment warto zacytować:

Kocham cię Boga tajemnicą
Kocham cię dojrzałości świadectwem
Kocham rymami, których nie uprawiam
A z Tobą mógłbym
Poruszać karty dziejów
Historii pomników ożywionych i nieożywionych
Słusznych i nie słusznych
A nad to wiekowy mój ojciec

Widzimy więc, że mimo awangardowej poetyki poezja Maksymiliana Tchonia doskonale mieści się w polskiej tradycji literackiej. W omawianym zbiorku temat miłości jest tylko przykrywką dla podstawowych problemów filozoficznych z jakimi musi się mierzyć każdy człowiek. Warto więc zapoznać się z tymi wierszami aby odnaleźć w nich siebie i swoją miłość. I nieważne czy jest to miłość spełniona czy nie. Ważne, że jest częścią naszego życia i tradycji.

Autor: Zdzisław Antolski

* * *

Maksymilian Tchoń – Złoty dom poezji – recenzja Zdzisława Antolskiego

Wiersze Maksymiliana Tchonia (ur. w 1987 r., autora wielu już tomów poezji) są niezwykle żywiołowe, przypominają stado dzikich mustangów, pędzących w galopie, z rozwianymi grzywami, na stepie. „Wiersz i życie połączone pępowiną” – pisze poeta w utworze „Wykonało się” i w jego przypadku jest to szczera prawda. Używając wyrażania biblijnego jest szczery wobec swojego powołania i pisania, które pochodzi z innego wymiaru wyobraźni poetyckiej.

Mimo tej żywiołowości, niesłychanej witalności i wrażenia pędu, jak z wierszy Bruna Jasieńskiego czy Tadeusza Peipera, to wdać u Tchonia dyscyplinę słowa i wyobraźni, jego utwory tworzą artystyczną, przemyślaną całość. Obrazy są logicznie ze sobą powiązane, słownictwo pokrewne, z jednej dziedziny się wywodzące. Nie ma tu chaosu, ani przypadku.

Z krwi, kości i symbolu oddychając raz po raz i łapiąc
wiatr we włosy podczas
wewnętrznej introspekcji
– medytując o początkach słowa
– pisze poeta w wierszu „Wykonało się”.

Poezja Maksymiliana Tchonia nie jest oderwana od rzeczywistości historycznej czy politycznej. Zna swoje miejsce na planecie i na mapie świata. Pisze:

Mój dziadek przeżył Syberię wykonując
Rzecz niemożliwą do wykonania uciekł
Przez ucho igielne

Wylądował na przylądku Praga-Północ
Gdzie w proteście przeciwko zdławieniu praskiej
Wiosny śmierć poniósł Jan Palach dokonując
samospalenia ale w koło jest wesoło wola Roland (…)
(Droga do raju)

W wierszach Tchonia jest jakieś światło optymizmu, nadzieja w siłę twórczości i wyobraźni. Czytanie jego wierszy daje czytelnikowi wewnętrzne światło i siłę. Na przykład początek wiersza „Errato”:

Ja zbieram okruchy dnia, łączę wszystkie w całość, słońce świeci
dzisiaj dla mnie jak co rano, a ty staniesz się autorem jednej z wielu
nienazwanych ulic? W tym przystanku, gdziekolwiek zawrócę,
w jakimkolwiek usłyszę języku dźwięk talii rozsypującej po życiu
swe karty. – Na stopach niesie wolność bruk spocony, gdzie jednym
z dziesięciu okazuje się źródło. (…)

Jest w tym utworze jakaś wiara w sens życia pomimo wszystko, pomimo nieszczęść i zawodów, chorób i klęsk. Bowiem poezja Tchonia nie jest jednoznaczna, jest zawirowana jak ludzki los i ludzka psychika. Miesza szczęście z pesymizmem, radość z klęską, miłość ze zdradą i zniechęceniem. Pod tym względem jest bardzo autentyczna, życiowa i prawdziwa. A wszystko to podane w cudownej impresjonistycznej poetyce malarstwa, gdzie cień miesza się ze światłem, gdzie kolory przenikają się wzajemnie tworząc nową jakość. Tchoń chce oddać nasze życie wewnętrzne jak najwierniej, ale poprzez naukową analizę i podziały na rozdziały, bowiem w naszym życiu wewnętrznym wszystkie wrażenia są wymieszane tworząc poetycką paletę barw i myśli. Paradoksalnie, Tchoń, będąc po trosze surrealistą, jest równocześnie realistą, wiernie odtwarzającym pozorny chaos panujący w naszej duszy, w naszym myśleniu i odczuwaniu, zarówno siebie, jak i otaczającego nas świata, a przecież jednego od drugiego oddzielić nie sposób, stanowimy jedność z Wszechświatem i nic tego nie zmieni.

W przeciwieństwie do poezji takich klasyków, jak Różewicz czy Herbert, świat poetycki Tchonia jest otwarty, unika on ostatecznej puenty : „Wiem, że prozą walizy z łamiącym się sercem, jak chlebem, / bo nic nas przecież nie dzieli, a wszystko nas wiąże, deszczem / przeszywając gryps na ruinie, bo dom złoty jest zawsze tam, gdzie /ludzie których kochamy. Bo budowałem przez trzydzieści lat horyzonty / z żółtych liści, a nie dają mi lata – skorupki z orzechów i ich histeria, / kiedy rozłupujesz nasze życie na dwoje… O dwóch językach spotkałem / kiedyś czarodzieja. (Errato).

Poezję Tchonia chce się czytać, choć wymaga współuczestnictwa. Lektura tych wierszy to jest jak rozmowa z przyjacielem, kiedy wielu spraw się domyślamy sami, nie muszą być one dopowiedziane literalnie do końca. W tych wierszach odnajdziemy swoje zmartwienia, troski i problemy. Ale oczywiście nie są one podane na tacy, są ukryte jak owoce w krzewie agrestu, trzeba wysilić trochę spostrzegawczość, rozgarnąć liście słów, aby dotrzeć do sensu owoców.

Poezja Tchonia poszukuje sensu życia w stosunkach międzyludzkich, w ziemskim otoczeniu, wśród naszych słabości, łagodzonych zachwytem nad życiem:

O czym inną historię pisze wiatr
a inną zmęczenie kiedy jeszcze muszę
podnieść stopę (broń boże rękę)
na matkę ziemię
(Pobędziemy)

Poezja Tchonia jest na wskroś oryginalna, nie jest niczyim epigonem. Oczywiście jednym się będzie podobać bardziej, innym mniej, mnie zachwyca jej rozmach i wyobraźnia oraz jej intymność, rozszyfrowywanie międzyludzkich kontaktów na poziomie metafizycznym, poetyckim. Jest to poezja psychologii miłości i zrozumienia między ludźmi.

W wierszu „Cóż dzisiaj” poeta wraca do motywu poezji jako złota, w żartobliwy nieco sposób pisząc:

Mam złote pióro i sądzę
Że nie ma dobrych książek dla głupca
A mądry napisze ile mu życie pozwoli…

Dla mnie to jeden z lepszych tomów poezji Maksymiliana Tchonia, więc zapraszam serdecznie wszystkich do lektury i zadumy.

Autor: Zdzisław Antolski, na podst. Ziemia złych wyroków, źródło:

1. https://bibliotekaesynekdochy.wordpress.com/maksymilian-tchon-zloty-dom-poezji-recenzja-z-antolskiego/

2. http://zdzislaw-antolski.pl/2020/01/13/zloty-dom-poezji/?fbclid=IwAR0dOxoqCCz-gbjlikKYG9B4O7ZJBPVkKrgm-LmaIkbaqJOk67cKxcV-oHI

* * *

TRUP W STROFIE CZYLI APOSTOLSTWO POEZJI

Kiedy poeta, Maksymilian Tchoń dowiedział się, że zamierzam napisać coś o jego tomiku, powiedział, abym się nie spieszył i dokładnie zrecenzował jego twórczość. Ale tu powstał problem: jak ja mam dokładnie, metodycznie i precyzyjnie opisać krytycznie jego poezję, jeśli ona robi na mnie wrażenie jakiegoś wichru, huraganu, szalonego pędu, który przynosi ze sobą raczej chaos i zamieszanie niż porządek, nadający się do sklasyfikowania.  Bo poezja Tchonia to burza młodości, zawrót głowy od piękna istnienia, poszukiwanie klucza do opisania swojego świata, odbytych podróży, zdarzeń z życiorysu i wrażeń oraz przemyśleń z lektur. Poezja Tchonia, to gorąca lawa wydobywająca się z wulkanu młodości.

Na przykład do Homera zwraca się bezceremonialnie: „Dziś, spacerując / w mojej sennej wizji po Central Parku Wiecznego Miasta / ze słuchawkami na uszach, buduję swą kanwę myśląc, że / mógłbym tutaj nabyć dom na starość. Wylewam się głosem / serca i roztropnością umysłu. Moje wnętrze osiąga poziom / powyżej nieograniczoności formy… Ty i ja na wieki (…).

I choć nie jestem takim jak Baudelaire, / to również chciałbym chodzić ulicami i myśleć, czy na jutro będę miał wiersz dla matki i kochanki. Dla chleba… Teraz / usiadłem i zadumałem się nieśmiało, a w moich oczach żywioł / deszczu pokrywa już Twoje rozmierzwione włosy…  teraz / widzę tylko tę postać i słyszę głos mówiący: „Eviva l’arte, / niech żyje sztuka, niech żyje życie, niech żyje!” adieu.”

Jest w tych wierszach niepohamowany zachwyt nad światem, prawie porównywalny do entuzjazmu Kazimierza Wierzyńskiego ze zbioru „Wiosna i Wino”, ale bardziej współczesny, nowoczesny, bardziej przypominające wiersze O’Hary. Jest także w tych wierszach pochwała młodości, siły, poszukiwanie własnego wyrazu, a także pewnego rodzaju bezceremonialność, jak w wierszu „Pieśni Prometeusza. Notatki z nocy (Szkic)”:

Jestem aktorem boiska, ja brukarz, frezer,
cieśla – dryblując pomiędzy okiem Boga a czeluścią
ziemskiej formy – dostępuję zaszczytu bycia
królewskim strzelcem. W bramy nieba, Boże w bramy
nieba, gdzieś pomiędzy Styksem a Polami
Elizejskimi leży mahoniowa szkatułka. Otwieram ją
niczym obrót o 360⁰. Przewrotka, nożycami trafiam w
gardło Boga – on podobno nie ma chrząstki Adama
a ja nieszczęśliwy w puszce Pandory a ja,
ja.

Odnajdziemy w tej poezji niepohamowany zachwyt nad światem, prawie porównywalny do entuzjazmu Stachury czy O’Hary. Wyobraźnia Tchonia jest nieokiełznana, nie uznaje żadnych tabu i nie ma granic. Potrafi urzekać i być zachwycająca jak sama młodość. Kusząca i pachnąca jak wiosenny bukiet kwiatów czy kiście bzu. Czytelnikowi poezji sprawia wiele radości i daje chwile, wytchnienia i podziwu. Wiele jego obrazów jest odkrywczych, nowych, samo swoich, choć można się dopatrzeć podobieństw z wieloma poetami. Czego i kogo w tych wierszach nie ma? Jest wszystko i wszyscy: pojawia się Miłosz, Herbert, Broniewski i Baudalaire, Krynicki, Stachura, Rymkiewicz,  Louis Armstrong i „Stawka większa niż życie”, a także amerykańscy raperzy. W utworach, jak w tyglu zmiksowanych, jest wiele wątków i dużo postaci ze światowej literatury, a wszystko pod sztandarem bezpretensjonalnej poezji, która prze naprzód, niczym nieposkromiona rzeka.  A zawarta w niej domieszka surrealizmu i swoistej fantazji, działa na czytelnika jak dobry trunek!

Poezja Tchonia to nieustający monolog, zachwyconego światem i samym swoim istnieniem, poety, ale przy tym pilnego studenta polonistyki, oczytanego erudyty, podróżnika i nienasyconego malarza słów. O sobie pisze nader trafnie: „Ja samoistna forma językowa / i niepoznana alegoria słów. Teraz wiem, to moja skóra / rumieńcem okryta, czująca pot”. Mamy tu więc zjednoczoną wyobraźnię, słowotwórstwo i fizyczność, doznaniowość, olśnienie zmysłowe, biorące górę nad chłodną refleksją krytyka chylącego „poradlone czoło”. Jest tu jakiś poryw energii, godny romantyków, walczących z klasykami. To tyle odnośnie tomiku „Ars poetica” (2015).

O Maksymilianie Tchonie można przeczytać na okładce jego zbiorku: „ urodzony w 1987 roku. Pochodzi z Tarnowa. Licencjat polonistyki UJ. Autor tomów Całkowite zaćmienie (2015), Http (2015), Niecierpliwy (2013) oraz tomiku Życie jak poemat (2012). Publikował również w „Aspiracjach” – almanachu literackim młodych, kajecie „Dziś będę poetą” oraz w Internecie na łamach Biura Literackiego i portalu www.poema.pl. Pasjonują go muzyka, sport, góry i dobra książka”.

Był także pomysłodawca Almanachu Literackiego Młodych Synekdocha (2015-2016).

W kolejnym zbiorku, pt. „Potępiony” (2016), Maksymilian Tchoń jest bardziej autotematyczny. Już w pierwszym wierszu „Poeci wyklęci” formułuje jakby program poetycki:

Zaogniony konflikt w poezji
sprzeczność interesów
ranny i trup w białej strofie
domaga się godnego

Odniesienia
otwarty na wszystkie fronty
żołnierz i poetica licencja
na wzór greckich kolumn

Jedni idą pod prąd drudzy
rzeźbią historię z prądem
zbiorowa histeria
matek

(…)”

Trup w białej strofie, jako krytyka epigonizmu i zatęchłej szafy? Czy pochwała tradycji? Być może jedno, może drugie, w każdym razie dowcipne i odważne. W zbiorze tym możemy przeczytać również programową rozmowę z przyjacielem poetą, Karolem Samselem, który prezentuje teorię „apostolstwa pisania”. Wydaje mi się, że Tchoń się z nią utożsamia, choć tego wyraźnie nie deklaruje. Oto odpowiedni cytat: „Co oznacza dla mnie apostolstwo pisania i czy dystans, który jest pomiędzy sferami poznania, czy poznawania coraz to nowszych technik pisania i uwrażliwienia na piękno – odnosi się do naszego codziennego życia i warunkuje przez to niemoc podmiotu lirycznego względem samego siebie (autora) demiurga, który jest tylko narzędziem w ręku inspiracji, a może sugestią myśli, które wyłącznie w bliskim związku z Bogiem mają szansę nabrać charakteru pełnoprawnego organizmu literatury?”

Nie podejmuje się teraz oceny tej intelektualnej propozycji, ideowo-literackiej, o której szerzej można przeczytać w książce Tchonia. W tym zbiorze znajdziemy też kilka narcystycznych, ale sympatycznych autoportretów poety, szukającego swojego miejsca we współczesnym świecie. Może najbardziej urocza jest ta z utworu „Intuicja (proza poetycka)”:

Ja fanatyk wersu, heretyk słowa, uwodziciel drukarskich
czcionek – stawiam dziś sobie tę tezę, czy patrząc na
efekt oddania ostatnich lat; otrzymam hałas papilarnych
dłoni na kartach mego życiorysu – zagości radość
i spowinowacona prawda? Leżąc obok chorego na raka

W sumie muszę powiedzieć, że propozycja poetycka Maksymiliana Tchonia jest bardzo ciekawa i obiecująca dla czytelników poezji. Zwłaszcza, iż rzadko się u nas zdarzają poeci mający ambicje intelektualne, a przy tym są obdarzeni talentem i inwencją słowotwórczą. Osobiście będę czekał na nowe tomiki Maksymiliana Tchonia z dużym zaciekawieniem i z nadzieją na kolejną porcję dobrej poezji. Szkoda, że nie został dostrzeżony przez krytykę, co ja staram się w tej chwili w pewnym sensie nadrobić.

Maksymilian Tchoń, Ars Poetica, Wyd. Adam Marszałek, Toruń 2015;

Maksymilian Tchoń, Potępiony, Nowy Świat, Warszawa 2016;

Autor: Zdzisław Antolski, https://www.poecipolscy.pl/polka/ksiazki-opisane/potepiony/