Wołanie

przeżyję rozwidlenie szlaku. epikę wnętrza
turni, nagość grafu – dramat krzyku gór, bo
przecież wyrwani śmierci schodzimy do
problemu niższej partii. do pewnego stołu,

który sytością poddaje wszystko pod
wątpliwość. glissando grane przez niewyważone
echo, a gdyby tak zadbać o zimę, w górach
przylepiając schwytane nienasycenie

w lament nad niewystarczalnością języka?
dłonie zimne, choć odważyłem się otworzyć
usta – na niby wyrzeknę się drugiej
wakacyjnej miłości, a gdybym w przeręblu

odnalazł arché – zażywając przy tym
przygody życia, ale nie jest źle mam ręce
i parę nóg, to nieprzeminie, wracając
przygarniam do siebie świt. plastyka twoich

dłoni zakorzeniona w lasach łamie wszelkie
negatywy. łaknie ciała całego stworzenia…
dla mnie toposem jury i kredy jest lot
orła nad granią, jeżeli, jako konsekwentni

ateiści przywieziemy do domu wielkie
zmęczenie, nasłuchiwać szum najazd Germanów,
Saracenów, Turków roztopy, zimne wiatry,
kwiaty zderzeń – ustaje wołanie

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Twitter picture

You are commenting using your Twitter account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.